W ciemnym lesie koło schronu – tylko nie mów nic nikomu… Jak na wstęp opisu spotkania krótkofalowców początek tekstu bez sensu, wiem. Jak mawia kolega: – Od czapy. Ale mi się gra słów spodobała. Na YouTube taki kawałek znalazłem przypadkiem. Nawet go nie słuchałem, bo nie na tym to polegało, „co słowa znaczą”, tylko „jak” mi w uszach zagrały.
Był tzw. lead, teraz będzie przydługi wstęp (można nie czytać, tylko iść do kolejnych akapitów, ale nie polecam). Spotkanie miało być jak zawsze w czerwcu, w drugi weekend. Ale nie było. Najpierw nie było w 2020 roku, bo obostrzenia pandemiczne nas wtedy zatrzymały. Zresztą, te obostrzenia to był jeden z powodów zmiany terminu spotkania w tym roku, o tym później. Ale najpierw –
Wywody językowe o nazewnictwie, czyli tzw. etymologia
Nie mylić z entomologią !!! Ale do rzeczy. Po pierwsze – czy nie jest to frapujące, spotkać się w „gaciach” ? No jasne, że jest ! I jeszcze na Psiej Górze ?! No pewnie, że jest. To po drugie. No bo skąd ta Psia Góra ? Psy tam latają ? Może jeszcze sikają ? Abo co więcej robią ? W te gacie ? Wiem – odbiegam od tematu, ale taka moja natura, że od tzw. dydaktyki nie mogę uciec. Ale psy na Psiej Górze ani nie biegają, ani nie sikają, ani czegoś więcej też nie robią ! Wszystkiemu winne jest to, że ludzie słowa z języka kaszubskiego „polonizują” i robią to bez sensu (od czapy…). Nie będę się rozwodził, ale „gacie” w nazwie miejscowości wzięły się od idiotycznego spolszczenia kaszubskiego słowa gacić. Albo dobrze – zmieniłem zdanie – też napiszę, skąd się wzięły te Swornegacie. Co prawda wyjaśnień jest kilka, ale nie jest to tekst lingwistyczno-etymologiczny, więc podam tylko jedno. Zresztą wcale nie to, które odpowiada mi najbardziej i które podaję moim znajomym. Tak więc nazwa miejscowości pochodzi od dwóch kaszubskich słów: swora, czyli warkocz pleciony z korzeni sosnowych, wykorzystywany do umacniania, czyli gacenia, brzegów jezior i rzek. Proste ? Proste !
Ale jeszcze nie mam dość wyjaśniania nazewnictwa. To teraz rozprawimy się z Psią Górą. Posłuchajcie tego, po kaszubsku – piôskòwa góra. Co Wam w uszach gra ? Pies ? Chyba nie ! I słusznie ! Ale jeden z drugim „znawca” języka kaszubskiego piôskòwa skrócił do „piôs” i za chwilę już wyszedł mu „pies”… A dalej nazwa PSIA GÓRA nasunęła się sama naszemu językowemu „geniuszowi”. Tak wpisano na mapach geodezyjnych i … klamka zapadła. Na razie zostało Psia Góra (a ja mam skojarzenia z filmem „Listy do M.” i pojawiającym się tam z ust Tomasza Karolaka pseudo-przekleństwem „psia dupa”). Szanowni P.T.* czytelnicy już wiedzą, w czym rzecz ? Oczywiście ! Piôskòwa góra to po polsku Piaskowa Góra. Faktycznie, piachu na niej to jest, a jest.
Dlaczego Psia Góra, a nie Bachorze ?
Teraz wywód będzie trochę pokrętny, dlaczego spotkanie potocznie zwane „Bachorze” zmieniło swoje miejsce na Psią Górę w Swornegaciach. Ośrodek w Bachorzu dzierżawił pan Michał, który organizował tam szkółki żeglarskie. Jak wprowadzono nauczanie zdalne i „dupnęło” pandemicznie w całej sferze usług, to założyłem, że w Bachorzu również te ograniczenia odczuli – brak młodzieży na obozach, obostrzenia dla ośrodków i hoteli dopełniły reszty. A w Swornegaciach Wiktor i Tomek Zychowie są „na swoim”, mają ofertę „pod wypoczynek”, więc jakoś dają radę prowadzić ośrodek. Poza tym oferowane domki zapewniają większy komfort pobytu. Wyżywienie też jest bardzo OK, co ma dużo uroku.
Teraz będzie rozwinięcie
Najpierw wróćmy do tego, czemu termin został przesunięty z czerwca na wrzesień. Baliśmy się, że jeżeli nie daj Bóg, ktoś przyjedzie z covidem, to w ramach restrykcji sanepid może zamknąć ośrodek na kilka tygodni. A w czerwcu to początek sezonu i katastrofa gotowa! Dlatego padło na wrzesień. Bo jak coś się wydarzy, to będzie już praktycznie po sezonie. Jednym słowem – zimna kalkulacja. Co prawda obawialiśmy się, że może być już chłodnawo we wrześniu, ale mieliśmy fart. Pogoda była wyśmienita, słoneczko świeciło i było całkiem ciepło. Tradycyjnie spotkanie trwało od piątkowego popołudnia do niedzielnego przedpołudnia, a dniem zasadniczym była sobota.
Ogólnie narzekań nie słyszałem. Co prawda obiło się nam o uszy, że podobno Stanisław SQ2EEQ miał jakieś zastrzeżenia do jednego z fragmentów wcześniejszych komunikatów na stronie www Renifera (http://mskrenifer.pl). Ale chodził z plakietką, że jest z GKR PZK, więc jako rewizor może się czepiać. Jednak ogólnie też mu się podobało, czego dał wyraz w swoim opisie spotkania w mailu do mnie. Na własną rękę ten opis przytaczam, bo jest dla organizatorów (SP2RTA, SP2ALT, SP2LQP) pochlebny, najwyżej mi „głowę zmyje” i tym razem zrobi to słusznie.
„Kto nie był, niech żałuje. Po rocznej przerwie ostrożnie, ale jak zawsze z przyjemnością, spotkaliśmy się na integracyjnym spotkaniu międzyoddziałowym, tym razem w Swornegaciach na Kaszubach. Trzydniowe w zasadzie spotkanie miało swoją kulminację w sobotę, w godz. 10-16.
Były cztery prelekcje, ja zaliczyłem pierwsze trzy. Na więcej nie starczyło mi czasu. Referenci (Adam SQ1GPR, Darek SP2HQY i Przemek SP7VC) świetnie przygotowani, w sposób profesjonalny przedstawili swoje prezentacje. Pierwsza to QO100; jak zrobić zestaw nadawczo-odbiorczy do tego geostacjonarnego satelity najmniejszym nakładem kosztów, na drugiej Darek, radca prawny pokazał, jak niewiele wiemy o możliwościach dochodzenia w sposób pokojowy swoich praw antenowych, jak unikać pułapek w tym bardzo trudnym dla wielu z nas temacie, a na trzeciej znany wszystkim Przemek opowiadał o logistyce, i nie tylko, swoich wydawałoby się, niedalekich wypraw, którym trzeba poświęcić jednak wiele uwagi i czasu. I trzeba to jednak powiedzieć, pieniążków także, hi.(…)
To mój, moimi oczyma widziany fragment imprezy. Pełniejszy obraz da pewnie serwis foto przygotowany przez Piotra SP2LQP, będą tam zdjęcia grupowe, na schodach, których u mnie brakuje.”
To była – przypominam – relacja z maila Stanisława SQ2EEQ. Niewątpliwie zgadzam się ze stwierdzeniem „Kto nie był, niech żałuje”. ZDECDOWANIE ! Również to prawda, że „Po rocznej przerwie ostrożnie(…)”. Tak ! Zdecydowanie nie chcieliśmy zaszaleć na 200 osób, więc po cichutku, bez robienia szumu, ogłaszaliśmy, że „Renifer” będzie. Lepiej, że przyjedzie mniej uczestników, ale zrobią to bez obaw i będą czuli się bezpiecznie.
Ot, choćby Krzysiu SQ2LIP swoim Uazem Tundrą. Wypieszczony, wymuskany – zdecydowanie zasłużył sobie na żółte tablice „autka zabytku”. Krzysiu ma w aucie pełno sprzętu, który wzbudza niekłamany entuzjazm oglądających. On sam dobrze zna się na elektronice i co chwilę coś nowego „dłubie”. Tym razem miał dwa TRX-y QRP. Jeden to homodyna od Chińczyka, drugi ze sterowaniem opartym o Arduino uSDX. Chińczyk drogi, ± 3000 zł. Ale jakie wykonanie ! I jak super chodzi! TX 10 W, odbiornik niezły, audio brzmi zabójczo i jest rewelacyjnie czytelne, wyświetlacz doskonale widoczny, no i TRX jest dobrze oprogramowany. Jeśli ktoś powie, że to drogo, odpowiem – tak ! Ale KX3 Elecrafta też jest drogi, a są tacy, co koniecznie chcą go mieć. Mimo że za jego równowartość kupią porządne radio 100W.
Paweł SP2FP poprzywoził kilka swoich płytek. Ma ciekawe pomysły, wykonanie przemyślane i „porządne”, więc zainteresowanych kilku też było. Między innymi można było zobaczyć (i nabyć) Tandem Match – mostek SWR 1,8-50 MHz 1kW. Kto ciekawy, opisy znajdzie na http://www.profimot.pl/sp2fp/
Temat satelity QO-100 nadal interesuje. Adam SQ2GPR miał prelekcję Jak tanim kosztem – ok. 800 zł – uruchomić się przez QO-100. Prezentacja, którą pokazywał, udostępnił na naszej reniferowej stronie.
Z kolei Zdzisław SP2IRR przywiózł swój zestaw do łączności przez tego satelitę. Można było oglądać i posłuchać, jak to chodzi.
Drugim prelegentem był Darek SP2HQY. Przedstawił jakie mamy szanse w „walce” ze wspólnotą lub spółdzielnią mieszkaniową, gdy my chcemy powiesić anteny, a oni się na to nie zgadzają. Podpowiadał, jakie kroki można podjąć w walce „o swoje”. Czasami można znaleźć rozwiązania pośrednie, np. wejść w skład władz wspólnoty i wtedy życie może stac się łatwiejsze. Stare indiańskie przysłowie mówi, że jeżeli nie możesz pokonać wroga – przyłącz się od niego!
Tu nastąpiła przerwa obiadowa i ci, którzy posiłek wykupili powędrowali do stołówki. Tam dostali zupę pieczarkową i placek zbójnicki. Danie to powstaje w ten sposób, że między dwa duże placki ziemniaczane nakłada się gulaszu. W wersji „psiogórnej” jest tego tyle, ze nikt nie wyszedł głodny, a nawet niektórzy wszystkiego nie zjedli.
Na koniec, po obiedzie i wspólnej fotografii (nie ma na niej wszystkich, pewnie po obfitym obiadku gdzieś przepadli), o swoich wyprawach opowiadał Przemek SP7VC. Tego typu prelekcje zawsze budzą żywe zainteresowanie. Każdy jest ciekawy świata, a tu – ładne zdjęcia i opowieści do nich z pierwszej ręki! Przemek opowiadał nie tylko o tym, co widzieli razem z Kasią, ale również zdradził trochę wyprawowej kuchni. Zaczynali jeździć skodą Octavią, na wzmocnionych sprężynach, tyle było bagażu. Nie czarujmy się, ale niektóre kraje z naszego punktu widzenia są drogie i warto np. zabrać zapas konserw i innych niepsujących się produktów, żeby było jak w piosence-klasyku – budżet Panu nie nawali (po wyprawie…). Potem przyszedł czas na kampera, co otworzyło nowe możliwości. Tym razem Przemek mówił o wyjazdach po krajach europejskich pod kątem pracy na UKF-ie i aktywowaniu rzadko słyszanych kwadratów lokatora.
Ku końcowi spotkania, czyli około godziny 1700 odbyło się tradycyjne obdzielanie wybranych przez organizatorów uczestników spotkania pamiątkami. Wyboru dokonywał Fabian, syn Sebastiana SP2SNF. Robił to w rewelacyjnym stylu, wydając z siebie dźwięki jak prawdziwa maszyna losująca, taka z bębnem na np. 49 żółtych kulek. Poszło 10 zestawów zawierających przewodnik Zabytkowe Chojnice (sponsor Urząd Miejski Chojnice) smycz i długopis (od klubu SP2KFQ) i 4 zestawy izolatorów antenowych (sponsor Paweł SP2FP).
Ci, co się mieli rozjechać – pojechali do domów. Ci, co zostawali do niedzieli, poszli na kolację, by nabrać sił na ognisko z grillem. Było super: posiedzieli, kiełbaski pogrillowali, pogadali, coś tam popili (człowiek nie wielbłąd, pić musi). A potem grzecznie wszyscy około 24 poszli spać. Czas był najwyższy, bo magia ognia zaczęła przyciągać dziwnych gości, co nawet udało się uwiecznić na zdjęciu. Niech sobie taki delikwent sam przy ognisku siedzi.
Teraz będzie zakończenie
W niedzielę rano śniadanie, pakowanko, część osób zaliczyła jeszcze spacerek nad jezioro, po okolicznym lesie, a potem już tylko rozwiał się dym z rur wydechowych znikających na drodze samochodów i… tyle zostało po 7. Reniferze.
Piotr Eichler SP2LQP
* P.T. – pleno titulo – z łaciny: z zachowaniem wszystkich należnych tytułów. Formuła grzecznościowa używana np. w listach, ogłoszeniach, przy zwracaniu się do szerszej grupy odbiorców.